Los Angeles Lakers mogą mieć najlepszy rekord w NBA na poziomie 11-4, ale obrońcy tytułu są dalecy od doskonałości. Po zdobyciu ogromnej przewagi nad Golden State Warriors w poniedziałkowy wieczór, Lakers ostatecznie przegrali 115-113. Pomimo doskonałego bilansu 7-0 na wyjazdach, Lakers są teraz tylko .500 w domu z wynikiem 4-4.
To był niezapomniany występ praktycznie całej drużyny. LeBron James i Anthony Davis trafili identyczne 6-of-16, a cała drużyna popełniła aż 16 błędów. Warriors byli dalecy od perfekcji, ale zdołali wykorzystać błędy Lakers i odnieśli zwycięstwo, które wyniosło ich ponad poziom .500, po tym jak ostatnia wpadka zepchnęła ich do 6-6. Oto cztery najważniejsze wnioski z poniedziałkowego dreszczowca.
Nigdy nie zdejmuj nogi z pedału gazu
Jeśli szukasz jednego zagrania, które podsumowuje porażkę Lakers, to był to moment, gdy do końca drugiej kwarty pozostała mniej niż minuta. Lakers wymusili rotację, dając LeBronowi okazję 4 na 1 w transition. Zamiast atakować kosz, rzuca do Dennisa Schrodera z rogu po 3 punkty.
Wynik był wystarczająco niewinny. Schroder spudłował, ale Davis złapał zbiórkę i wykonał dwa rzuty wolne po tym jak został faulowany. To jest właśnie sezon Lakers w wielkim skrócie. Są tak utalentowani, że niewłaściwy proces może doprowadzić do właściwego rezultatu. Lakers powinni byli wyjść z tego fast breaku z layupem. Rozleniwili się i i tak wyszli z tego zagrania z dwoma punktami.
Ale takie podejście nie utrzymało się do końca. Lakers prowadzili w tym meczu aż 19 punktami w samej pierwszej kwarcie. Na niespełna cztery minuty przed końcem prowadzili ośmioma. Przegrali jednak w dużej mierze przez swoje własne leseferystyczne podejście do obrony prowadzenia. Lakers zdjęli nogę z pedału gazu. Ich przeciwnicy nie byli do tej pory na tyle dobrzy, by ich za to ukarać. Warriors byli i miejmy nadzieję, że to przypomniało Lakers, że mecze trwają 48 minut.
Stara niezawodna
Może i zmieniły się twarze wokół tej dwójki, ale Stephen Curry i Draymond Green wciąż prowadzą dokładnie to samo late-game dagger play, którego nadużywają od 2015 roku. Pick-and-roll Curry-Green jest praktycznie nie do zatrzymania, a jak pokazał poniedziałek, pozostaje to prawdą nawet bez Kevina Duranta i Klaya Thompsona, którzy rozstawiają dla niego parkiet.
Logika jest prosta. Jest tylko tyle sposobów, na które można bronić pick-and-roll. Podwójny Curry z ekranu i Green dostaje 4 na 3. Albo wykona z tego odpowiednie podanie, albo zaliczy łatwy layup, jak to zrobił tutaj.
Przełącz akcję i Curry dostaje mismatch przeciwko wielkoludowi. Tak, nawet Anthony Davis kwalifikuje się na ten handoff, kuzyna tradycyjnego pick-and-rolla.
Nie ma tu żadnej odpowiedzi. Obroń to tradycyjnie, a Curry idzie do pull-up 3. Nie możesz blitzować i nie możesz switchować. W większości przypadków ta zagrywka przyniesie czysty rzut. Jedyne co możesz zrobić w defensywie to mieć nadzieję, że spudłują. Warriors nie spudłowali w poniedziałek. Nawet bez Duranta i Thompsona, Warriors mają ten sam ruch wykańczający co zawsze.
Zegar kończy się na pozytywnej wariancji Lakers
Lakers są świetną drużyną defensywną, ale taką, która skorzystała z bardzo dobrej passy na początku sezonu. W poniedziałek przeciwnicy trafiali tylko 35% rzutów za 3 punkty, co jest piątym najgorszym wynikiem w lidze i tylko 33.9% rzutów za 3 punkty, co jest czwartym najgorszym wynikiem w NBA. Ogólnie rzecz biorąc, obrona nie ma zbyt dużej kontroli nad tym, czy przeciwnicy trafiają swoje rzuty za 3 punkty, zwłaszcza te otwarte, ale jak dotąd w tym sezonie Lakers korzystali z tego, że ich nie trafiali.
To się jeszcze nie odwróciło całkowicie. Warriors trafili w sumie tylko 12-of-37 rzutów z dystansu. Ale osiem z tych bomb miało miejsce w drugiej połowie, którą Lakers przegrali 18 punktami. Jeśli dodamy do tego ich własną skuteczność 9-of-29 zza łuku, strata Lakers wygląda dość prosto. Warriors trafiali swoje rzuty w drugiej połowie, a Lakers nie. Gdyby Lakers grali na pełnym gazie, być może byliby w stanie zdobyć trzy punkty, które pozwoliłyby im wygrać mecz w regulaminowym czasie gry. Lakers w tym sezonie pokonali już wszystkich, ale nie mogą tego zrobić, kiedy sami siebie pokonują.
Golden State’s starters falter again
Wojownicy przegrywając 19 punktami byli kolejną stroną w historii, której Steve Kerr nie chce napisać od nowa. Startowa piątka Golden State, w której skład wchodzą Curry, Green, Andrew Wiggins, James Wiseman i Kelly Oubre Jr., przez 126 minut gry w poniedziałkowym meczu miała 45 punktów przewagi nad rywalami. Wystarczy powiedzieć, że teraz te liczby nie wyglądają wcale lepiej. Tymczasem wszystkie sześć rezerwowych Warriors, które wyszły na parkiet miało dodatni wskaźnik różnicy punktowej. W zasadzie każdy skład poza wyjściową piątką pracuje teraz na korzyść Warriors.
Jest na to prosty sposób. Wystarczy zastąpić Oubre Damionem Lee w wyjściowym składzie, dając pierwszej piątce przestrzeń, której potrzebuje do zdobywania punktów, a ławce nieco więcej atletycznego soku. Tak, może to ograniczyć ogromną pracę, jaką wykonują rezerwowi, ale Golden State nie może oczekiwać, że co noc będzie odrabiać 19-punktową stratę. Najlepsze drużyny nie polegają na ogromnych powrotach, ale unikają ich w pierwszej kolejności. Jak na razie Kerr wydaje się z tym nie zgadzać, a poniedziałek prawdopodobnie wzmocnił jego decyzję o trzymaniu się tej samej grupy otwierającej.
Dodaj komentarz